schaffOsobiste wyznanie.
Nie jestem przypadkowym, okazjonalnym recenzentem ostatniej książki prof. Adama Schaffa. Już pod koniec 1949 roku (czyli 63 lata temu) po przeprowadzce prof. A. Schaffa z Łodzi do Warszawy i rozpoczęciu przez niego pracy w państwowej uczelni Akademia Nauk Politycznych wygrałem konkurs na jego asystenta. Zostałem młodszym asystentem w jego Katedrze Materializmu Dialektycznego i Historycznego tej uczelni. Po roku pracy profesor zabrał mnie jako jedynego z tej Katedry do nowo utworzonej Katedry Filozofii na Uniwersytecie Warszawskim. Miałem wtedy 18 lat i byłem studentem I roku ANP, delegowany jako sierota na studia przez wojsko.

W nowej Katedrze znalazłem się od razu w cieniu wielu innych asystentów a wśród nich głównie: Leszka Kołakowskiego i Tadka Jaroszewskiego (mojego od tego czasu długoletniego przyjaciela). W Katedrze aż wrzało w tym czasie od wielkich intelektualno-filozoficznych debat i sporów. Z różnych pozycji atakowali mistrza jego asystenci a mianowicie; Leszek Kołakowski i Tadek Jaroszewski. W tych debatach i sporach głównie krytykowano naszego wspólnego mistrza za to, iż jego wykładnia filozofii marksistowskiej była zbyt scjentystyczna a za mało antropologiczna. Więcej uwagi poświęcała klasom i warstwom społecznym, państwu a zbyt mało egzystencji jednostki ludzkiej.
Ja też starałem się – mimo dystansu wykształceniowego i intelektualnego dzielącego mnie od innych asystentów tej katedry – wnieść do tego sporu swoje „trzy grosze”. Opowiadałem się za zwróceniem większej uwagi filozofii marksistowskiej na problemy jednostki ludzkiej (co zgodnie choć z różnych pozycji proponowali równolegle L. Kołakowski i T. Jaroszewski), ale uważałem, że powinno się zwracać szczególną uwagę na wielkie problemy jej uspołecznienia. Bez skrępowania, ale też bez wiedzy o ówczesnych uwarunkowaniach ustrojowych buńczucznie głosiłem oryginalną dla tego środowiska, tezę, że głównym i najważniejszym elementem niezbędnego mechanizmem uspołecznienia jednostki ludzkiej powinna być jej integracja z narodową wspólnotą. Wywołało to prawdziwą burzę. Cała grupa asystentów tej Katedry (H. Holland, R. Zimand, A. Osiadacz, W. Jedlicki) uznała zwłaszcza mój pogląd o roli wspólnoty narodowej w uspołecznieniu jednostki ludzkiej za wyraz mojego krańcowego nacjonalizmu.
Przypominam, że był to okres, w którym w PZPR walczono głównie z prawicowo-nacjonalistycznym odchyleniem Władysława Gomułki. Wspomniana grupa na zebraniu katedry zawnioskowała o wyrzucenie mnie z niej. Mój wielki mistrz Adam Schaff łagodził ataki na mnie, ale ode mnie zażądzał samokrytyki. Nie zgodziłem się. Odszedłem z pracy we wspomnianej Katedrze.
Potem przez wiele lat utrzymywałem mimo to, sporadyczne, ale bardzo dobre stosunki ze swoim byłym mistrzem. Nawet zaproponował mi pracę w charakterze jego zastępcy w swoim ośrodku badawczym w Wiedniu. Nasze drogi rozeszły się jednak też pod względem ideowo-politycznym i naukowym.  Nie zgodziłem się na tą atrakcyjną propozycję.
Już pod koniec lat osiemdziesiątych, wystawiając mi zaświadczenie, że byłem jego pracownikiem w ANP i UW dla potrzeb emerytalnych napisał, że byłem jego jednym z najzdolniejszych asystentów. Jak więc z tego wszystkiego wynika mam pewien tytuł i prawo do zaprezentowania oczywiście mojej subiektywnej ale opartej na znajomości faktów, opinii o ostatniej książce mojego wielkiego mistrza.

Potwierdzenia wielkości
Ostatnia książka Adama Schaffa, którą wydało słusznie i z pożytkiem dla nas wszystkich wydawnictwo „Kto jest Kim” z ogromnym staraniem red. Andrzeja Ziemskiego potwierdza intelektualną i naukową wielkość mojego mistrza. Przejawia się ona przede wszystkim w tym, że Adam Schaff w przeciwieństwie do wielu innych uczonych nie okazał się w sprawach fundamentalnych z zakresu metodologii naukowo-intelektualną chorągiewką. W czasach wyraźnego i zbyt jednostronnego uprzywilejowania marksizmu, ale też w czasach totalnego odrzucania go w III Rzeczpospolitej jasno i wyraźnie przyznawał się do marksizmu i bez zażenowania wielokrotnie mówił i pisał, że jest marksistą. Podobnie było też z jego ateizmem. Przy tym nie były to tylko deklaracje a dawanie wyrazu głębokiego przyswojenia sobie marksistowskiej ideologii i metodologii i ponawianych licznych prób ich zastosowania do analizy nowych zjawisk, które wystąpiły w świecie pod koniec XX i na początku XXI wieku. Na podstawie stosowania takiej metodologii Adam Schaff we wspomnianej książce słusznie oceniał, że kapitalizm w nowej fazie rozwoju wszedł w głęboki, ale zarazem nieodwracalny kryzys.
Innym elementem potwierdzającym jego wielkość jest to, iż nowatorsko podjął w omawianej książce analizę istoty światopoglądu religijnego w jego rzymsko-katolickiej wersji słusznie uważając, że sojusz reprezentantów wspomnianego prometejskiego rzymsko-katolickiego światopoglądu i równie prometejskiego światopoglądu materialistycznego w marksistowskim wydaniu to wielka szansa dalszego pomyślnego rozwoju coraz bardziej pogrążonego w kryzysie współczesnego, globalnego świata.
Za fakt potwierdzający jego wielkości występujący w cytowanej książce uważam też jego zainteresowania procesami zmiany w charakterze pracy globalnego społeczeństwa XXI wieku zwłaszcza związane z automatyzacją i robotyzacją. Jednak w tej sprawie jego wielkość potwierdza jedynie zwrócenie uwagi na ten fundamentalny problem a nie jego filozoficzne i społeczne wnioski, które autor książki wyciągał z tych procesów a zwłaszcza wnioski dotyczące dalszych losów kapitalizmu w efekcie upowszechnienia automatyzacji i robotyzacji procesu pracy. Nie potwierdziła się bowiem jego wizja upadku kapitalizmu w wyniku upowszechnienia automatyzacji i robotyzacji.  

Wątpliwości i zastrzeżenia
We wspomnianej książce mój wielki mistrz broniąc wielkiego znaczenia marksizmu w całokształcie dorobku ludzkiego poznania stanowczo odciął się od marksizmu-leninizmu. Ta jego metodologiczna orientacja została zresztą mocno wsparta przez prof. Jerzego Wiatra byłego dyrektora Instytutu Marksizmu–Leninizmu działającego w czasach PRL. W taki sposób rozprawienie się z leninizmem w omawianej książce A. Schaffa mocno popartej przez J.  Wiatra, uważam za wątpliwe. Nie podzielam poglądu Adama Schaffa, że W. I. Lenin i bolszewicy popełnili błąd przejmując w 1917 roku władzę i rozpoczynając budowę innego niż kapitalistyczny ustrój społeczno-gospodarczy na terenie dotychczasowego imperium rosyjskich carów. Nie podzielam tego poglądu, mimo, że prof. A. Schaff powtarza go za większością wielkich socjaldemokratów początku XX wieku.
Błąd W. I. Lenina i bolszewików nie polegał na przejęciu władzy a ostatecznym sposobie jej spożytkowania. W. I. Lenin szybko zorientował się, że łatwiej jest przejąć władzę niż spożytkować ją skutecznie dla pomyślnego zrealizowania takiego nowego ustroju, który byłby ustrojem zadawalającym ludzi pracy w byłym carskim imperium i który odpowiednio by również błyszczał sukcesami w całym ówczesnym świecie. Przede wszystkim niepokoiło go, że w ramach tego ustroju bolszewicy nie potrafią osiągnąć odpowiednio wysokiego poziomu wydajności pracy, rozwijać powszechnej przedsiębiorczości i wynalazczości. Doszedł na tej podstawie do radykalnego wniosku, że jednostronne oparcie rozwoju społeczno-ekonomicznego kraju w ramach budowanego ustroju o własne państwo z jednoczesną likwidacją rynku jest głównym źródłem niepowodzeń w dziedzinie osiągnięcia odpowiedniego poziomu wydajności pracy oraz postępu technicznego i rozwoju przedsiębiorczości. Niepowodzeń śmiertelnie niebezpiecznych dla generalnych losów nowego ustroju. Stąd jego orientacja na NEP (Nową Ekonomiczną Politykę) w ramach, której miał zamiar uruchomić rynek jako siłę sprawczą rozwiązania dotąd nierozwiązywalnych problemów bolszewickiej władzy.
Propozycja odwołania się do rynku było większą herezją W. I. Lenina z punktu widzenia fundamentalnych tez K. Marksa i F. Engelsa niż przejęcie władzy przez bolszewików w zacofanym i na dodatek odosobnionym kraju. A jednak Lenin wyraźnie się na to zdecydował. Natomiast jakie mogły być tego skutki można przekonać się jeśli prześledzi się doświadczenia Chińskiej Partii Komunistycznej realizowane wiele lat później pod kierownictwem Deng Xiaopinga. W.I. Lenin nie zdołał jednak zrealizować swoich nowych pomysłów a władzę po nim przejął szybko Józef Stalin, który nie miał żadnych wątpliwości czy poglądu K. Marksa, dotyczący tego, że rynek tylko wyzwala demony egoizmu jest do końca słuszny i czy kreując nowy ustrój trzeba rozpalonym żelazem zlikwidować wszelkie przejawy rynku, oraz klasy kapitalistów a nawet chłopów jako posiadaczy ziemskich i wszystkie elementy związane z rzeczywistym funkcjonowaniem rynku. Wręcz można stwierdzić, że J. Stalin miał w większym stopniu mentalność dogmatyka niż osoby zdolnej do twórczego skorygowania w świetle doświadczeń zdobytych w realizowaniu nowego i bezprecedensowego ustroju w dotychczasowych dziejach ludzkości teorii K. Marksa dotyczących roli rynku.
Dlatego J. Stalin poszedł inną drogą niż proponował W. I. Lenin w końcowym zresztą okresie swojego życia. Oparł rozwój nowego ustroju, zwłaszcza już w ZSRR, na dominującej roli państwa i pełnym skupieniu w jego rękach całej gospodarki. Rynek i jego podstawy zlikwidował w pełni i konsekwentnie. Odpowiadało to jego cechom osobistym satrapy dążącego bezwzględnie do koncentrowania w swoich rękach maksimum wszelakiej władzy w tym też ekonomicznej. J. Stalin w pewnym sensie był bardziej ortodoksyjnym marksistą niż W.I. Lenin, ale marksistą prymitywnie pojmującym dorobek K. Marksa i F. Engelsa, którym kierował się, ale bez uważnego śledzenia doświadczeń budowy nowego ustroju i wyciągania z tych doświadczeń odpowiednich, głębokich wniosków w tym też wniosków intelektualno-naukowych. Miał też dość jednostronny punkt widzenia na pożądaną strukturę warstwowo-klasową nowego społeczeństwa dopatrując się głównych źródeł w niepowodzeniach nowej władzy, w spiskach prowadzonych przez niedobitki dotychczasowych klas posiadających.
Wyolbrzymiając rolę walki klasowej J. Stalin w przeciwieństwie do W. I. Lenina nie był w stanie dostrzec, że nowy ustrój społeczny nie sprosta współzawodnictwu z kapitalizmem, dlatego, iż nie posiada on wśród mechanizmów inspirujących rozwój takich sił napędowych, którymi dysponował ówczesny kapitalizm. Tych mechanizmów, których pozytywnej roli nie dostrzegł K. Marks jako głównej siły napędowej kapitalistycznego ustroju była kreatywna funkcja rynku w inspirowaniu w kapitalizmie powszechnej orientacji ludzi kapitalistycznego ustroju w stronę coraz większej wydajności pracy, dynamicznie rozwijającej się wynalazczości oraz powszechnej przedsiębiorczości.
W rezultacie w jednostronnej stalinowskiej orientacji na uruchomienie specyficznych mechanizmy rozwoju ZSRR, bez wykorzystania w tym inspiracyjnej roli rynku co spowodowało, że poza skutecznym podbojem kosmosu przygotowywanym jeszcze za życia Stalina, we wszystkich innych dziedzinach postępu technicznego, kapitalizm w kreowaniu człowieka zdolnego do fundamentalnych odkryć technicznych dominował nad nowym ustrojem. Działo się to niezależnie od tego czy był to komputer, internet, telefonia bezprzewodowa, radar i wiele innych produktów tego postępu, które zrodziły się z innowacyjnych orientacji ludzi ówczesnego społeczeństwa kapitalistycznego.
W współzawodnictwie w tym zakresie obu ustrojów dysproporcje w zakresie wydajności pracy i organizacji wytwarzania oraz uzyskiwanych kosztów produkcji i jakości produktów ujawniły się coraz bardziej w efekcie funkcjonowania strukturalnej wady nowego ustroju, które kosztowały go ostateczne przegranie współzawodnictwa z kapitalizmem. W tym świetle formuła A. Schaffa, zakładająca, że marksizm „tak” – ale marksizm–leninizm „nie” nie wydaje się być słuszna, a nawet wręcz stanowi uproszczenie, które wymaga przezwyciężenia jeśli chce się dopracować dobry klucz do zrozumienia historii, a w pewnym sensie też i współczesności, ale zwłaszcza efektów współzawodnictwa kapitalizmu ze stalinowskim socjalizmem. Mimo poparcia wspomnianej oceny marksizmu dokonanej przez mojego mistrza przez prof. J. Wiatra nie rekomenduje poparcia tej koncepcji albowiem prowadzi to w ślepy zaułek, do którego zresztą doszła współczesna polska i nie tylko polska socjaldemokracja. Ale to już opowieść z innej bajki. Wykraczająca poza recenzję ostatniej książki A. Schaffa.

Pod znakiem orientacji w przyszłość
W swojej ostatniej książce Adam Schaff słusznie przewidywał niedługi zmierzch współczesnego kapitalizmu. Niesłusznie natomiast uważał, że będzie do efektem upowszechnienia automatyzacji i robotyzacji pracy. Kapitalizm rzeczywiście wszedł obecnie w ostatnie stadium swojego funkcjonowania. Nie dlatego, że nie poradził sobie z automatyzacją i robotyzacją, bo świetnie sobie z tym poradził i nie dlatego, że targają jego podstawami już tym razem w globalnych wymiarach nasilające się kryzysy gospodarcze. Natomiast na skutek funkcjonowania zupełnie innych, często ciągle mało powszechnie dostrzeganych przyczyn.
Kapitalizm wygrał współzawodnictwo ze stalinowskim socjalizmem dlatego, że miał na swoim koncie osiągnięcia które często były i nadal są niedostatecznie widoczne jako efekt jego strukturalnych właściwości ustrojowych. Tym fundamentalnym sukcesem kapitalizmu był ukształtowany przez niego model człowieka, którego głównie kapitalistyczny rynek wykreował na twórcę coraz większego postępu naukowo-technicznego, coraz wyższego poziomu wydajności pracy, coraz lepszej jej organizacji, coraz niższych kosztów wytwarzania, coraz bardziej nowoczesnych i estetycznych posiadających wysoką jakość towarów. Wspomniany rynek kreował nie tylko takie cechy modelu człowieka, które już we wczesnych fazach kapitalizmu były źródłem rozwoju jego sił napędowych, ale też przewidziane przez K. Marksa demony egoizmu, które w modelu tego człowieka ostro ujawniły się w tym dążenia do maksymalizacji zysków oraz w zagrożeniu jego uspołecznienia.
We wczesnych fazach rozwoju kapitalizmu wspomniane deformacje osobowościowe też będące efektem funkcjonowania rynku przewidziane przez K. Marksa jako występujące jako efekt jego oddziaływania na cechy człowieka w dużej mierze były jednak niwelowane przez kapitalistyczne państwa narodowe, które przy pomocy wielu instytucji narodowych wspomniany egoizm i aspołeczność niwelowały realnym uspołecznieniem potężnych rzesz ludzi. Było to uzupełniane skuteczne i trwające przez długie wieki. Efekt ogólny omawianych procesów osobowych i osobowościowych inspirowanych przez kapitalizm prowadził do ostatecznej kreacji przewagi kapitalizmu nad stalinowskim socjalizmem. I to zadecydowało o ostatecznym zwycięstwie kapitalizmu w tym współzawodnictwie.
Po obaleniu przez kapitalizm stalinowskiego socjalizmu i postępującej globalizacji ekonomii współczesnego świata realizowanej monopolistyczne przez kapitalizm, pod dyktando decydującego coraz bardziej w tym ustroju kapitału finansowego oraz ponadnarodowych korporacji i ponadnarodowych środków masowego przekazu kapitalizm wytracił ostatecznie zdolność kreowania człowieka łączącego w sobie rozbudzone zdolności dynamicznego rozwijania postępu naukowo-technicznego, wydajności pracy z niezbędnym jego uspołecznieniem.
Kapitalizm rozpoczął na szeroką skalę inspirowanie nowej fazy ewolucji człowieka w ramach globalnego kapitalistycznego społeczeństwa konsumpcyjnego, w którym wszystkie cechy tego człowieka zostały coraz bardziej zdominowane przez rozwój tych jego właściwości, których rozkwit już dawno przewidywał stary K. Marks. Mianowicie występowała zmasowana kreacja potężnych demonów egoizmu, traktowania indywidualnych interesów jako naczelnych, wszechogarniające dążenia do maksymalizacji zysków. Wszystko to spowodowało, że kapitalizm unicestwił swoje główne walory w dziedzinie kreacji człowieka zastępując je procesami przyczyniającymi się do takiej ewolucji człowieka, która tworzy zagrożenie dla losów ludzkości oraz kapitalizmu jako określonego modelu ustroju społeczno-gospodarczego. Dotyczy to nie tylko powszechnego egoizmu, ale modelu życia człowieka zorientowanego jednostronnie na dzień dzisiejszy, pozbawionego zdolności i myślenia na rzecz i o przyszłości swojej, swojego kraju, świata. Przy tym to ideowo-moralne oddziaływanie kapitalizmu na człowieka nowej epoki zostało skutecznie skoncentrowane zwłaszcza na młodym pokoleniu większości krajów współczesnego globalnego świata, co pogłębia negatywną ewolucję osobową i osobowościową całych społeczeństw kapitalistycznych zarówno obecnych jak zwłaszcza przyszłych.
W tej sytuacji musi rodzić się coraz większy protest przeciwko groźnej dla losów świata ewolucji rodzaju ludzkiego w obecnym okresie historycznym. Budzi też ta sytuacja ze swoistego, celowo kreowanego przez kapitalizm letargu młodego pokolenia współczesnego, globalnego świata. Czynnikiem stymulującym po części to pobudzenie są współczesne sukcesy społeczeństwa chińskiego, które odrabiając wiekowego zacofanie nie podlega głębiej takim procesom osobowym i osobowościowym i dewiacją w tej dziedzinie jak to ma miejsce zwłaszcza w USA i Wielkiej Brytanii. Chodzi o dewiacje osobowe i osobowościowe, które rozlały się szeroką falą po całym globalnym kapitalistycznym świecie oczywiście z różnym natężeniem wśród poszczególnych jego narodów.
Profesor Adam Schaff miałby w dzisiejszym świecie znaczną satysfakcję widząc jak ewolucja człowieka jest w dużym stopniu pozbawiła hegemona kapitalistycznego świata – USA – dominacji w globalnym świecie. Przy tym dotychczasowe efekty występujące w procesie pozbawiania dominacji globalnej w świecie tego kraju tylko zapowiadają o wiele większe, bardziej radykalne jej natężenie w nadchodzącej epoce. Byłby prof. A. Schaff zachwycony też tym, że jego ulubiony marksizm współcześnie, wyraźnie odradza się, że występuje na niego coraz większa moda zwłaszcza w licznych kręgach uczonych i studentów całego świata. Jednocześnie w marksizmie występują też próby większego zdynamizowania rozwoju nowego spojrzenia na otaczający nas współczesny świat.
Eliminacja tych jego koncepcji i ocen, które nie tylko nie potwierdziły dzieje rodzaju ludzkiego, ale które w pewnym stopniu były źródłem wielu klęsk ponoszonych przez nowy przeciwstawny kapitalizmowi ustrój społeczno-gospodarczy.
Książka profesora Adama Schaffa jest ważnym bodźcem dla rozkwitu tych procesów. Dlatego zachęcam w pełni do jej uważnego studiowania. Naprawdę warto.

Wojciech Pomykało, prof. dr hab., wybitny pedagog, prezes Fundacji Innowacje.



Testament Adama Schaffa

Niemal sześć lat po śmierci Adama Schaffa (1913-2006) lewicowe wydawnictwo „Kto jest Kim” opublikowało, dotąd niedostępną w języku polskim, jego książkę pt. „Humanizm ekumeniczny”. Autor napisał ją w latach dziewięćdziesiątych, po polsku, ale z przeznaczeniem dla wydawców hiszpańskiego i austriackiego. W czerwcu 2003 roku przygotował do druku i opatrzył krótkim wstępem wersję polską. Zapewne ciężka choroba uniemożliwiła mu doprowadzenie do skutku polskiej edycji.

Ukazała się ona obecnie, za co wdzięczność należy się wydawcy, redaktorowi Andrzejowi Ziemskiemu.
Publikacja tej książki jest jak najbardziej na czasie. Autor podjął w niej kilka wątków obecnych w jego twórczości od wielu lat, ale tym razem zebranych razem i stanowiących wewnętrznie spójne przesłanie, swego rodzaju intelektualny testament. Jest w tym wierność przekonaniom a zarazem zdolność do rewizji tych dawnych poglądów, których życie nie potwierdziło.
Jest imponująca otwartość na nowe problemy, gotowość patrzenia daleko w przyszłość, co autor wielokrotnie podkreśla. W tym sensie ostatnia książka Adama Schaffa jest pisana nie tylko dla współczesnych, lecz także – a może przede wszystkim – dla tych, którzy po nas przyjdą.
Autor jest konsekwentnym marksistą, co warto podkreślić, gdy tylu wczorajszych marksistów odżegnuje się od tej teorii. Jest zarazem rzecznikiem marksizmu otwartego, krytycznie odnoszącego się do tego, co w tej teorii albo było od początku błędne, albo zostało zdezaktualizowane przez życie.
Podkreślając znaczenie humanistycznych treści w nauce społecznej Kościoła katolickiego (zwłaszcza Jana Pawła Drugiego, z którym autor pozostawał w bliskich stosunkach) nie wypiera się swego ateizmu. Jest więc autentyczny i wiarygodny.

W tej niewielkiej objętościowo, ale bardzo bogatej treściowo książce, na szczególne wyróżnienie zasługują tezy następujące:
(1) doświadczenie ZSRR i innych państw socjalistycznych wykazało błędność marksizmu-leninizmu, ale nie zdezawuowało marksizmu jako teorii i socjalizmu jako idei, które wymagają nowego odczytania;
(2) rewolucja naukowo-techniczna XX wieku prowadzi do „końca pracy” w jej dotychczasowym rozumieniu, a co za tym idzie do konieczności nowego przemyślenia perspektyw kapitalizmu i tego, co po nim nastąpi, a także rewizji tezy o szczególnej roli klasy robotniczej, gdyż klasa ta skazana jest na stopniowy zanik;
(3) centralnym problemem naszych czasów są ogromne nierówności społeczne, tak wewnątrz krajów wysoko rozwiniętych, jak i szczególnie – między bogatą Północą i biednym Południem; nierozwiązanie tego problemu prowadzi do światowej rewolucji z jej destruktywnymi skutkami;
(4) niezbędnych zmian nie dokonają partie polityczne, gdyż uległy one skostnieniu i degeneracji, lecz nowe ruchy społeczne inspirowane ideami sprawiedliwości społecznej;
(5) ideową inspiracją tych ruchów może być zarówno idea socjalizmu jak chrześcijańska myśl społeczna, co prowadzi autora do postulatu wspólnego budowania tego, co nazwał "humanizmem ekumenicznym".

Nie ze wszystkimi tezami tak sformułowanymi się zgadzam. W szczególności wydaje mi się, że autor zbyt szybko spisał na straty partie polityczne i zbyt wielkie nadzieje pokłada w nowych ruchach społecznych. Zgadzam się jednak z myślą podstawową: świat nie stanął w miejscu, gdy załamała się próba zbudowania nowego ustroju w oparciu o dyktatorską władzę partii. Rewizja dawnych poglądów, które autor wyznawał w młodości, nie powinna prowadzić do zwątpienia w sens działania na rzecz idei socjalistycznej, lecz powinna inspirować do szukania nowych dróg realizacji tej idei. W tych poszukiwaniach myśl teoretyczna Adama Schaffa jest i będzie ważnym drogowskazem.

Jerzy J. Wiatr
------
Adam Schaff, Humanizm ekumeniczny, Warszawa: Wydawnictwo „Kto jest Kim” 2012, stron 113.

Recenzja ukazała się w piśmie "Myśl socjaldemokratyczna" nr 1-2/2012